Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z życia realisty 017.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Ale tym razem, jak-by przeczuwając, że tonami, które z pod jéj palców płynęły, toruje sobie drogę do głębi braterskiego serca, grała tak pięknie, z takiém poczuciem i pojęciem metody, że zszedłem z werendy i, stanąwszy w saloniku przy fortepianie, słuchałem z większém zajęciem i upodobaniem, niż przed samym sobą wyznać chciałem.
Gdy skończyła, zbliżyłem się do Koci i z całą zwykłą moją powagą pocałowałem ją w czoło.
— O! że dzień dzisiejszy węglem w kominie zapiszę, to więcéj jak pewno! — zaśmiała się Kocia, a wspiąwszy się na paluszkach, objęła moję szyję i wycałowała mię w oba policzki.
— Słuchaj, trzpiotko! — rzekłem, rozplatając jéj dłonie, otaczające mi szyję — czy śpiewasz ty ukraińskie piosenki?
— Śpiewam — odpowiedziała i, nie czekając, nim objawię moje żądanie, zaśpiewała jednę z tych pięknych pieśni, które potém tak często, często, z innych, niemniéj ukochanych ust, miałem słyszéć...
Śpiewała Kocia jednę, drugą i trzecią ukraińską piosenkę a gdy zmęczyła się i przestała śpiewać, usiadłem obok niéj, zacząłem przeglądać jéj nuty i po raz piérwszy rozmawiać z nią o muzyce. Wkrótce spostrzegłem, że nie mówi ona o niéj jak dziecko lub szkolna uczennica i chociaż, co do téj gałęzi wiedzy, sam pogrążony byłem w grubym obskurantyzmie, poznałem jednak, że Kocia nie tylko czuje