Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z życia realisty 022.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dzieci! dla Boga! co się wam stało? — ozwał się z werendy głos pani Wincentowéj.
Ocucony nim, przypomniałem sobie dopiéro, jak bardzo ubliżyłem mojéj powadze i, wbiegłszy na werendę, bez tchu prawie upadłem na ławkę, ocierając chustką zalane potem czoło.
Kocia tymczasem zbliżyła się ku mnie; nie zdawała się być zmęczona, tylko silny rumieniec wykwitł na jéj drobnéj twarzy. Z poważnie nastrojoną minką, zrobiła przedemną dyg głęboki i, podając mi koszyk z malinami, rzekła:
— Przebaczyć raczy jego ekscelencya, żem ją utrudzać śmiała, ale każda malina wywalczona, smaczniejszą się wyda — dodała, parodyując moje własne słowa, wyrzeczone niedawno, śród jakiegoś wielce filozoficznego dowodzenia o tém, że każda pomyślność wywalczona milszą się wydaje.
Na całą tę scenę, przez okno gabinetu swego, patrzył ojciec nasz i, odchodząc od swych zwykłych zajęć, wyszedł na werendę w okularach i z piórem w ręku.
Na twarzy jego malowało się szczęście, jakiego doznać musiał na widok dzieci swoich, zgodnych i wesołych, objął nas błogosławiącym, ojcowskim wzrokiem i zasiadł z nami nad koszykiem malin.
Zły chyba całkiem lub do gruntu zepsuty człowiek, obojętnie wspominać może, serdeczne i pełne prostoty obrazy rodzinnego życia, te beznamiętne,