Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z życia realisty 064.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

obłoki wróciła znowu barwa fioletu, sposępniona nadchodzącym zmrokiem.
Piękna para zjechała ze wzgórza i, znalazłszy się na równinie, pełnym biegiem koni puściła się po rozłogu. Pędzili w stronę zamku z niezmierną szybkością; mężczyzna o pół konia tylko prześcigał kobietę, a jechali tak blizko siebie, że konie, z pewnéj odległości widziane, zlewały się w jednę całość i cała grupa przypominała legendy o rycerzach, unoszących na dzielnych rumakach kochanki.
Ścigałem ich wzrokiem, dopóki nie zniknęli za bocznym murem fabryki, a po głowie snuły mi się jakieś stare ballady, podania, z dzieciństwa zapamiętane, lub słyszane wypadkiem; dziwy jakieś zaczęły się dziać w mojéj myśli, a mrok tymczasem zapadał coraz głębszy. Machinalnie usiadłem przy oknie, oparłem czoło na obu dłoniach i pogrążyłem się w półsenném jakiémś dumaniu.
Nagle, pod oknem, z ogrodu płynący, ozwał się donośny, czysty śpiew kobiecy. Przeciągłe tony podnosiły się od ziemi i dochodziły mię, stłumione nieco przestrzenią, drżące niewymowną pełnią uczucia. Nie podnosząc głowy, zacząłem słuchać; nie wiedziałem, kto śpiewał; byłem pewny, żem głosu tego nigdy nie słyszał, że nie był to śpiew żadnéj z pracujących dotąd w fabryce robotnic.
Słowa pieśni nie dochodziły do mnie, ale w samych jéj tonach tyle było rzewnego smutku, a chwi-