Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z życia realisty 092.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

waga przemogła, postanowiłem być nadal rozsądniejszym, więcéj panować nad sobą i nie dawać wodzy temu, jak nazywałem pociąg mój dla Ulany, sielankowemu usposobieniu.
Po zawarciu takiéj solennéj z samym sobą umowy, poczułem się spokojniejszym i wziąłem do ręki książkę, ale zaledwie ją otworzyłem, na białych kartach, zamiast liter, zamigotały przedemną łzą błyszczące oczy Ulany, patrzyły na mnie z każdego wyrazu, wyglądały z pomiędzy wierszy i, pełne cichego wyrzutu, zdawały się skarżyć na dolą sierocą i krzywdę świeżo doznaną. Odrzuciłem książkę i zdmuchnąłem świecę... przede mną... w ciemności świeciła znowu ta sama para ciemnych oczu, patrząc na mnie to z żalem, to z tym głębokim wyrazem dobroci i czułości, który uderzył mnie w spojrzeniu Ulany, gdym po-raz piérwszy widział ją patrzącą, w twarz cierpiącéj przyjaciółki. Wielkie, ciemne oczy unosiły się wkoło mnie i nade mną, zapełniały ciemny pokój, mnożąc się w pary nieprzeliczone, gdym zamknął oczy, wciskały się mi pod powieki a gdy zapaliłem znowu świecę i otworzyłem książkę, zasłoniły przede mną litery.
Rozgorączkowany porwałem się z miejsca i zawołałem wewnętrznie:
— Cóż znuo! przecieć jéj nie zabiłem i w końcu nic tak bardzo złego jéj się nie stało!