Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z życia realisty 114.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

I rzeczywiście drugiego dopiéro dnia świąt o zachodzie słońca, zwolna wracałem z zamku do fabryki, od strony któréj rozlegał się już gwar licznych głosów. Robotnicy już byli, na oznaczoną godzinę, powrócili z jarmarku.
Kiedym podjeżdżał pod bramę fabryki, ujrzałem zebraną przed nią grupę kobiet i mężczyzn. Kilka ukwieconych i wystrojonych dziewcząt stało w bramie i gwarzyło głośno; pod murem, na dużym kamieniu siedziały, Maryjka i Ulana. Po szyi Ulany wił się duży sznur nowo kupionych na jarmarku korali, warkocze jéj spuszczone spadały na jéj plecy, spływając aż na trawę a na głowie miała duży wieniec, spleciony z zielonych liści i różnobarwnych kwiatów. Twarz jéj zarumieniona lekko, ożywiona była wyrazem rozweselenia, jakiego nigdy przedtém u niéj nie widziałem, oczy mgliły się wilgotnym, ponętnym blaskiem. Promień zachodzącego słońca, ukośnie padając na nią, złocił szerokie liście jéj wieńca i czoło oblewał blado-różową barwą. Nigdy jeszcze nie wydała mi się tak piękną.
Wkoło niéj stało grono Ukraińskich mołojców, w nowych ponsowo wyszywanych świtkach, w białych jak śnieg koszulach, spiętych pod szyją lśniącemi guzikami, w nowém na jarmarku kupioném obuwiu. Wszyscy oni patrzyli na nią, zdając się zapominać o innych obecnych dziewczętach, każdy z nich śmiał się ku niéj z wiejską zalotnością, a jeden szczególniéj