Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z życia realisty 132.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

giem życia, zda się umarły na zawsze, nie zostawiając nawet żadnéj zmarszczki na czole, ale w moralnéj istocie człowieka, musi na wieki pozostać po nich blizna, która nie boli wprawdzie, nie dolega, milczy, ale, przy lada poruszeniu, krwią się zasączy znowu i wskrzesi, choć na chwilę, dawno w rzeczywistości zgasłe obrazy. Po tém jednak ciemném wspomnieniu, gorączkowych targań się ducha mego i ciała w pamięci mojéj staje chwila, która je na czas jakiś przerwała: wspomnienie łagodne jak wieczór wiosenny, oświetlony blaskiem księżyca, tęskne jak piosnki, które śpiewała Ulana.
Było to w niedzielę o zachodzie słońca, robót w fabryce nie było dnia tego, robotnicy jedni rozeszli się w odwiedziny do wsi sąsiednich, inni gwarzyli na dziedzińcu lub przed bramą. Zamyślony, jak ciągle bywałem w owym czasie, wyszedłem za mury i szedłem po równinie bezwiednie, zmierzając ku wzgórzu, leżącemu naprzeciw okien moich i ogrodu. Dnia tego nastrój mój był więcéj smutny, niż namiętny, więcéj upokorzony, niż sarkastyczny, przezroczyste przesiąknięte wonią traw powietrze, ochładzało mi głowę, piérwszy raz od tygodnia, poczułem się spokojnym w myślach i uczuciach.
Byłem o kilkanaście kroków od wzgórza, gdy do uszu moich przypłynął, z drugiéj jego strony, śpiew kobiecy; serce silnie mi uderzyło, poznałem głos Ulany, ale jakże zmieniony! Głębszy był jak piérwéj