Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z życia realisty 135.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

do niéj innym głosem, jak ten, którym do innych odzywałem się ludzi.
— Matka i siostry przyszły do niéj w odwiedziny — odrzekła. — Nie chciałam im przeszkadzać i przyszłam tu pośpiewać trochę.
— A czemuż nigdy teraz nie śpiewasz w ogrodzie? — spytałem.
— Bo ja, paniczu — rzekła, wracając już zupełnie do zwykłego spokoju i zwolna wysuwając rękę swą z mych dłoni — bo ja, paniczu, najlepiéj lubię śpiewać wtedy, jak mnie nikt nie słyszy i lubię być tam, gdzie mnie nikt nie widzi.
— I o czém-że ty, Ulano, myślisz, jak jesteś sama? — pytałem, wpatrując się w jéj oczy, gdy ona oparła skroń na ręku i patrzyła na mnie swojém głębokiém, przezroczystém spojrzeniem.
— Któż, paniczu, zliczyć i opowiedziéć może wszystkie dumki i myśli, co się przesuną przez głowę sieroty? — odrzekła zwolna. — Dla mnie, paniczu, świat cały, to jak dom cudzy, niéma w nim dla mnie ojca ani brata. Mój dach, to te chmury, które Pan Bóg dla wszystkich ludzi na świecie zawiesił a moje siostry, to te trawy, do których, jak mi smutno, przytulę twarz i płaczę a one nie zaśmieją się z mego płaczu i nie rozpowiedzą o nim ludziom, żeby się z niego śmieli.
— Czy rodzice twoi, Ulano, dawno umarli? — spytałem z coraz wzrastającém współczuciem.