Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z życia realisty 161.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

były, zdołam silnie i zacnie ponieść téż na sobie obowiązki człowieka rodziny. A miłość? miłość dla kobiety? o téj nigdy nie myślałem i nigdy nie widziałem jéj na horoskopie mojéj przyszłości, co więcéj, uśmiechałem się z niéj skeptycznie i na zakochanych patrzyłem jak na rozmarzone dzieci. Małżeństwo, rodzinę, uważałem za instytucyą społeczną, za kamień węgielny towarzyskiego ładu i obyczajów, ale bynajmniéj nie za akt, którego-by dźwignią było uczuciowe uniesienie i nie za jedyną drogę do szczęścia.
Aż przyszła ta wyśmiana przeze mnie i niespodziewana miłość i zaraz na początku drogi mojéj, gdym nic jeszcze nie uczynił, ani dla siebie, ani dla ogółu, gdym zaledwie piérwszy krok postawił w życiu pracy, gdy ani materyalnych podstaw nie zdobyłem sobie jeszcze, ani o moralnéj sile swéj nie przeświadczyłem się sam w sobie, stanął przede mną wyraz: ożenić się, oświetlony łuną płonącéj we mnie namiętności.
A więc zacząłem myśléć nad tém, czém jest właściwie ten związek dwojga ludzi ścisły, nierozerwalny? Tu rozum mój, długo odepchnięty i zmuszony do milczenia, ozwał się z całą siłą i mścił się nad zwycięzkiemi przez czas jakiś uczuciami, stawiając przede mną zimne lecz logiczne swoje wywody. Mówił mi on, że związek taki wtedy tylko nie jest nonsensem, nieszczęściem, ni kulą przywiązaną do nogi, jeżeli łączy