Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z życia realisty 176.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Wzruszenie odmalowało się na jego twarzy, odstawił na bok zgasłą fajkę, popatrzył na mnie, pokręcił wąsa i po chwili, stanąwszy przede mną, rzekł:
— Jeszcze jedno słowo, panie Zygmuncie a przyjazne i serdeczne. Wiem, że jesteś człowiekiem honoru i sumienia i żeś nie zdolny do żadnego złego czynu, ale młody jesteś a młodość to rzecz niebezpieczna, szczególniéj, gdy w sercu zagra taka namiętność, która, jak powiedziałeś, prowadzi człowieka tam, gdzie-by on zajść nie chciał. Posłuchaj więc, co ci powiem, jakby brat starszy i doświadczeńszy i jak twój szczery przyjaciel.
Tu położył rękę na mojém ramieniu i, patrząc mi w twarz, rzekł z powagą i nieledwie uroczystością, jakich dotąd nigdy w nim nie widziałem:
— W największém uniesieniu twego serca, w najżywszych porywach młodéj krwi nie zapominaj nigdy, że dziecko ludu, dla nas oświeconych i szczęśliwszych, powinno być świętością, z któréj robić igraszkę, któréj poświęcać dla własnych przyjemności nie mamy prawa. Wierz mi, że, nieraz, położywszy rękę na sercu, ze smutkiem myślę, iż, stosownie do wielkich środków, jakiemi mię Bóg obdarzył, tak mało dobrego potrafiłem zrobić na świecie, ale w chwilach takich ta myśl mnie pociesza, że na sumieniu mojém nie leży żadna krzywda ludzka, na głowę moję nie spadła z przekleństwem żadna łza z oczu tych, którzy zale-