Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z życia realisty 177.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

żeli i zależą odemnie. I nigdy-bym się nie pocieszył, żeby taka krzywda, taka łza zaległy na mojém sumieniu a dla tego, że sam tak czuję, mówię tobie, abyś szanował dziecko ludu i raczéj siebie niż je poświęcił.
W czasie słów tych, twarz i cała postawa ukraińskiego pana była bardzo piękną. Znać było, że to, co mówił, płynęło z najgłębszych jego przekonań, było najświętszym artykułem jego wiary. Poczułem się przejęty głębokim dla niego szacunkiem i, żywo uścisnąwszy jego dłonie, miałem coś odpowiedziéć, gdy otworzyły się drzwi i z kapeluszem w ręku wbiegła do sali pani Zofia.
— Mieczysławie! — zawołała — przyjechali włościanie z Dąbrowy i chcą się z tobą widziéć, mają podobno jakąś prośbę do ciebie i czekają już pół godziny.
Pan Mieczysław powstał, raz jeszcze uścisnął moję rękę a po drodze objął żonę i pocałował ją w czoło.
— Zostawiam tobie, Zoniu, naszego miłego gościa — rzekł i wyszedł a pani Zofia zaproponowała mi przechadzkę po parku, gdzie chciała mi pokazać nowo przywiezione do zwierzyńca sarny i daniele.
Wyjechałem z zamku po zachodzie słońca, bardziéj niż kiedy zatopiony w myślach.
Nie pojechałem prosto do fabryki, ale długo jeszcze jechałem zwolna, nie widząc nic wkoło siebie