Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 050.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż, panna nieszpetna, nieprawdaż?
— Blada jakaś i nikła, at, stworzenie Bozkie! Ja! panie, lubię dziewczynę jak piwonią, kiedy krew tryska z twarzy, uroda w sosnę, a wesołą. Ta panna Żytowska zamyślona jak rabin, a blada jak suchotnica.
— To cóż? Może nie chcesz się z nią żenić? z niezadowoleniem zapytał pan Swatowski.
— A cóż to ma jedno do drugiego? — przerażony pytaniem zawołał pan Michał. — Gdybyś, szanowny panie Andrzeju, znalazł na drodze woreczek brzydki, ale pełen pieniędzy, wziąłbyś go sobie i schował do kieszeni, nieprawdaż?
Wpół złośliwie, wpół z zadowoleniem, uśmiechnął się pan Andrzéj i odpowiedział:
— Niezawodnie, gdybym szczególniéj, jak ty, miał zadłużoną Jałówkę.
Księżyc srebrnemi promieńmi zalewał drogę; po łąkach, daleko, biała mgła rozlała się, jakby wielkie jezioro; wśród cichéj i pięknéj natury, potworną sprzecznością brzmiała rozmowa dwóch porządnych ludzi.
W salonie żytowskim, po wyjeździe góści, pan Jan mówił do żony:
— Duszko, tęgi ten Starski! Jaki to być musi gospodarz! Całą godzinę opowiadał mi o wołyńskich pługach. Starscy, to wielka familia, panie! A jaki popularny! tak się ze mną na ganku całował, aż mi gęba