Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 083.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jakiś mówił mu z cicha, że przecież życie jego nie może spełznąć całe na téj ślimaczéj drodze, na której się zatrzymał; jakieś resztki kapitału serca dopominały się o użycie, ale słabo, niewyraźnie.
Z takiém usposobieniem wszedł do sali koncertowéj. W głębi, na tle oświetlonéj ściany, wybitnie rysowała się postać dyrektora orkiestry, w czarnym fraku i białéj kamizelce, zwracającego się w różne strony i wywijającego laseczką. Muzykanci, jak rój czarnych istot, różnemi brzęczących głosami, siedzieli u stóp dyrektora, a daléj całą salę zalewało światło, spływające z licznych wielkich świeczników, i zapełniało najróżnorodniejsze towarzystwo.
Już się był koncert zaczął; gdy Leon wchodził, grano jakąś szumną uwerturę. Młody człowiek obejrzał się wkoło i, przeszedłszy całą salę, usiadł w samym jéj końcu, jak najdaléj od orkiestry w miejscu nieco osamotnioném.
Postawił obok siebie kapelusz, włożył szkiełko w oko, oparł się o poręcz krzesła i założył ręce na piersi. W téj postawie począł słuchać muzyki. Kochał on i pojmował sztukę; tylko piękna muzyka wyprowadzała go niekiedy ze stanu apatycznego uśpienia, rozbudzała jakąś choć słabą iskrę ciepła, w wyziębłéj, jak się zdawało, jego piersi.
Skończyła się uwertura i orkiestra zagrała śliczne, ciche a rzewne, marzenie Schumana. Leon pochylił głowę i słuchał, a im bardziéj słuchał, tém