Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 096.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

powiedział sam téj tajemnéj myśli swojéj — ona nie wygląda na to! I rzeczywiście, choć nieznajoma szła przez ulicę w spóźnionéj porze, sama jedna; w postaci jéj i kroku była powaga i spokój królowéj, a z bladego profilu jéj twarzy zdawał się strzelać jakiś nieokreślony promień świętości i czystéj, głębokiéj zadumy.
Tak szli jedno za drugiém; wiatr coraz się wzmagał, śnieg sypał mgłą gęstą, a sanie jak szalone przelatywały z szumem i dzwonkami. Niekiedy, gdy płonące gazem okna magazynów rozświecały postać kobiety, Leon dostrzegał grube, czarne warkocze, wymykające się z pod kapelusza i lśniące pod lamp promieniem. Parę razy śpieszący w swoję drogę i nieuważni przechodnie silnie ją potrącili, tak, że zachwiała się i musiała zatrzymać na chwilę, ale szybko odzyskiwała równowagę i znowu szła daléj spokojnie, a śmiało. Leona ogarniała jakaś złość na owych ludzi nierozważnych, biegnących przed siebie na oślep i nieumniejących poszanować słabości kobiety, bez wsparcia idącéj ciasnym i ślizkim chodnikiem. Poczuł, że z radością podał-by jéj swe ramię, gdyby miał do tego prawo; poczuł, że z rozkoszą było-by dla niego silnego zaopiekować się silną może duchem, ale zawsze słabą ciałem, a tak jakoś dziwnie zajmującą, dziwnie uroczą istotą.
I po raz piérwszy oddawna zapragnął w dłoń swoję ująć rękę kobiety.