Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 103.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ce? — i wskazał ręką na błyszczące w górze bladawém światełkiem okno.
Stróż oparł narzędzie swoje o ziemię, spojrzał na pytającego, spojrzał potém na okienko i odpowiedział:
— A no, panna Helena.
— Ale jak się panna Helena nazywa? — spytał znów Leon.
— A kto tam, proszę pana, wié, jakie jéj przezwisko. Ludziska ją nazywają panną Heleną, przez niczego; a już bez dwa lata jak tutaj mieszka. Pono to biedactwo rodziców nie ma, a takie to dobre i miłe, jakby jaka święta, proszę pana.
— A biedna ona bardzo? — spytał się młody człowiek.
— A zwyczajnie, proszę pana, jak sierota. Żona moja chodzi tam do niéj, to powiada, że czasami biedactwo takie smutne i takie spracowane, że ci żal patrzéć. Dyć to jeszcze dziecina.
Po tych słowach, stróż poprawił czapkę i wziął się do roboty, a Leon, wsunąwszy pieniądz w jego rękę, odszedł.
Odszedł kilka kroków i obejrzał się, i spojrzał w górę. Jakaś nieokreślona siła ciągnęła wzrok jego ku temu okienku, które bladém światełkiem, przyćmioném zamarzłemi szybami, jakby smutne, załzawione oko, zdawało się patrzéć na niego.
Przyszedłszy do swego mieszkania, młody doktor długo chodził po pięknym gabinecie; w myśli jego