Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 137.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

do niéj nie brak, i choć to mozolne, jednak nie nad moje siły. Stworzyłam sobie ubogi, ale cichy i niezależny byt. Aż wreszcie — dodała z wesołym uśmiechem, który dziwnie sympatyczną słodyczą twarz jéj zalewał, — zaziębiłam się, zachorowałam, i... znasz pan dalszy ciąg historyi.
Gdy Helena mówiła, Leon patrzał na nią z wyrazem najwyższego zajęcia; nie zauważyła tego, zwracając sama najczęściéj oczy, to ku drzwiom, jakby chciała, by się coprędzéj dla Natalii otworzyły, to ku wizerunkowi matki, jakby błagała ją, aby zstąpiła ku niéj. Skończywszy, zwróciła wzrok na Leona, i spotkała się z jego wejrzeniem. Szybki rumieniec zalał jéj bladą twarz, i uniosła się z krzesła, jakby uciec chciała; ale była to jedna kruciuchna chwilka nagłego popędu, po któréj znowu stała się spokojną i poważną, jak zwykle. Leon spostrzegł ten rumieniec i ten ruch, zrozumiał je i pojął, że do niego należało wyrwać Helenę z przykrego pewnie dla niéj położenia; czuł, że powinien odejść. Ale czuł zarazem, że jakaś niewidzialna siła pociągała go do téj kobiéty, inaczéj, niż przyciągany bywał dotąd do wielu kobiét, które spotykał na swéj drodze. Sypnął im parę garści złotych słówek, powdzięczył się trochę... oto wszystko prawie, na co się mógł zdobyć dla nich. Przy Helenie ani pomyślał nawet o czémś podobném; éj sieroctwo i poważny spokój osłaniały ją, jakby, nietykalną jakąś świętość przed obrazą zwykłych