Wprawnemu jego oku nie mogło ujść spostrzeżenie, że biedna dziewczyna go kochała; był tego pewnym. Ale dotychczas nie myślał nigdy o tém, na jakie cierpienia uczucie to narazić ją może; nie nawykł myśleć, czy kto cierpi z jego powodu, bo mu się téż zdawało, że nikogo na cierpienia nie narażał. Tak i teraz: używał miłych chwil, spędzanych przy Helenie; a choć rozkosz tę mącił obraz niedalekiéj, czekającéj go przyszłości, to usuwał go z myśli, ile mógł. Ale teraz się opatrzył; straszném mu było przypuszczenie, że ona cierpi przez niego, że go pewnie posądza o kłamstwo, o udawanie; że pogardza nim może! Chciałby był miéć skrzydła, aby prędzéj stanąć przy niéj, spojrzéć na nią — i w twarzy jéj zobaczyć ten sam spokój, tę samą miłość, jakie widział dotąd. Zmrok zaczynał szarzeć, gdy, szybko przybiegłszy przed dobrze znajomą bramę na Szkólnéj ulicy, miał ją już otworzyć. Nagle zatrzymał się. Demon próżności i słabości raz jeszcze szepnął mu: co robisz? pomyśl, że jeśli w téj chwili tam wejdziesz — musisz wyjść ztamtąd związanym na zawsze z Heleną. Istotnie Leon czuł, że się już nie powstrzyma, i powié Helenie, że ją kocha; a gdy to powié — to byłby najnikczemniejszym z ludzi, gdyby, nieodepchnięty, nie został jednak jéj mężem. Może-by lepiej nigdy tam już nie wchodzić! — szeptał demon. — Ożenić się z taką biedną dziewczyną! śmieszność! co ludzie powiedzą!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 162.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.