Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 222.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

cóż, powiédzcie, czy-byście prosili matuli, żeby nie przyjęła?
— Prosiła-bym, żeby przyjęła, — rzekła Hanka, i zakryła twarz ręką.
Byli wtedy u skraju brzozowego gaiku; wiatr łagodnie szumiał, surmy tęskno grały, niebo było pogodne. Wasylek, szczęśliwy i rozkochany, objął spłonioną i i piérwszy raz, a gorąco, ją pocałował.
Hanka i Wasylek kochali się bardzo. Wiedzieli o tém ich rodzice i radzi spoglądali na miłość dzieci, ale nie mieli zaco sprawić wesela; odłożyli więc ślub ich do lepszych czasów. A młodzi nie skarżyli się na zwłokę, bo dobrze im było pracować razem, i kochać się, i marzyć...
Marzyć!... dziwny wyraz, gdy mowa o chłopach! Alboż chłopi marzą? O! tak, póki młodzi i nie zmęczeni życiem ciężkiego mozołu i póki nie zagłuszą w sobie człowieczeństwa piciem wódki, płynącéj potokami z gorzelni pańskich, i chłopi marzą.
Hanka więc i Wasylek marzyli o przyszłości. Nieraz w dnie świąteczne, siedząc na progu chaty, rozmawiali ze sobą, jak się wkrótce pobiorą, jak będą mieli swoją własną chatkę, czystą i białą. Ojciec da Hance krówkę, matka pełną skrzynią kraśnych spódniczek i koszul białych, czerwonem szytych; Hanka w swojej chatce skrzętnie zagospodaruje, Wasylek pilnie pracować będzie, aby jéj trudu ulżyć, i nigdy, nigdy przez życie wódki nie skosztuje; na ścianach