Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 245.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

to nie należało bynajmniéj do obowiązków jego, lecz było tylko szczególnym ze strony jego objawem szacunku i życzliwości, dla ojca mego uczuwanéj. Już to w ogólności dla obywateli wiejskich Żminda wielkie okazywał uszanowanie. Wyraz obywatel posiadał w umyśle jego znaczenie idealnéj jakiéjś a wszechstronnéj nad innymi ludźmi wyższości. Nie idzie przecież za tém, aby wobec ludzi tych, tak bardzo przez się poważanych, był on zbyt pokornym i uniżonym. Owszem, barczysta i ciężka postać jego nie zginała się nigdy ukłonami nizkiemi, z ust poruszających się powoli nie wychodziły nigdy żadne prośby ni pochlebstwa. Miał on zawsze postawę i minę człowieka, który wobec nikogo nie poczuwa się do winy żadnéj i od nikogo niczego wcale nie potrzebuje. Tylko głos jego stawał się miększym jakoś i niższym, niż zwykle, gdy rozmawiał on z obywatelem, a żółtawe i nabrzmiałe policzki rumieniły się lekko gniewem, ilekroć usłyszał zarzut jakiś, komukolwiek do klasy téj należącemu, czyniony.
Owóż, razu pewnego, gdy, w dniu przybycia poczty listowéj, Żminda, jak zwykle, wszedł do naszéj sali jadalnéj z grubym pakietem listów i dzienników w ręku, ojciec mój, zaprosiwszy go do stołu, przy którym siedzieliśmy wszyscy, troskliwie zapytał:
— Źle mi coś dziś wyglądasz, panie Żminda? czy nie jesteś słabym?