Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 246.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dziękuję panu — odparł Żminda — ale ja zdrów jestem zupełnie, tylko przychodzą na mnie takie dni jakieś, że w uszach mi szumi, jak we młynie, i ręce trzęsą się trochę... ale to bywa przez kilka dni tylko... późniéj przechodzi...
— Ale od czegóż-by to było — zapytał mój ojciec.
Żminda uśmiechnął się zwykłym sobie uśmiechem, w którym obok zupełnego spokoju było jednak coś smutnego, i odpowiedział zwolna:
— Ja myślę, proszę pana, że to od tego maku...
— Jakto od maku? — zapytaliliśmy chórem...
— Widzą państwo — mówił, uśmiechając się wciąż nadzorca stacyi, — bo ja, dzieckiem będąc, wiele bardzo maku jadłem.
— Ależ poco? dlaczego?
— Długa to historya.
— Opowiedz nam ją, panie Żminda — rzekł mój ojciec.
Żminda nie miał nic do odmówienia obywatelowi, a jeszcze takiemu, z którym, jak z ojcem moim, w blizkich był i dawnych stosunkach.
Po dość długiém więc milczeniu, w czasie którego z trudnością widoczną skupiał myśli i zbierał w głowie swéj wyrazy, zwrócił na ojca mego spojrzenie oczu swych wypukłych, sennych trochę a bardzo łagodnych, i zaczął w ten sposób: