Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 251.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

menta macoszyne na całe życie pamiątkę zostawiły. Ten szum w uszach i to drżenie rąk od najpiérwszéj młodości, to przychodzi mi, to przechodzi. Przytém już i tę moję żywość dawniejszą na zawsze straciłem, i myśli w głowie rozlatują się czasem niby suche liście, tak, że nim złapię którą, to się dobrze namęczę. Ale ludzie mówią, że i tak dobrze; bo mogłem od tych makowych wieczerzy i obiadów całkiem rozum stracić. Dzięki Bogu i za to, że mi go choć tyle zostawił, iż żyć uczciwie mogę, a żonę i dziecko pracą moją wyżywić...
Rzekłszy to, Żminda, powstał i, zapiąwszy guzy mundura aż po samą szyję, oddawał ojcu memu ukłon pełen uszanowania, ale tak poważny, jakby go myśl w ostatnich wyrazach zawarta napełniała uczuciem spokojnéj i pewnéj siebie osobistéj godności.
— Dlaczego, panie Żminda, nie przyjdziesz do nas kiedy na dłużéj, wieczorem może, na herbatę i parę godzin pogawędki? — uprzejmie wymówił mój ojciec.
Żminda ukłonił się powtórnie, widoczne zadowolenie twarz mu rozkwieciło.
— Dziękuję, panu dobrodziejowi, z całego serca dziękuję! — odparł. — Radbym bardzo... byłby to dla mnie honor wielki... ale nie mogę. Pan dobrodziéj wie... obowiązek... służba! Jak dzwonek odezwie się na gościńcu, stawać muszę do obowiązku mego, jak żołnierz do broni!