Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 269.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Na szerokiéj drodze stawało się coraz ciemniéj. W odwiecznych lipach dworskiego ogrodu szumiał wiatr lekki, gwiazdy zapalały się na niebie i błyszczały w spokojnéj szybie stawu, na osadę całą spadała cisza nocy i odpoczynku; tylko w altanie z powojów, strojącéj ganek pocztowego domu, dźwięczał płochy, srebrzysty śmiech, pani Emilii, bawiącéj się z oficyalistami dworskimi i, wśród grusz starych, z otwartych drzwi kuźni lały się w ciemności ponsowe blaski płomienia.
Wtedy w ogrodowéj fórtce ukazywał się Żminda, z córką w objęciu. Z uśpionéj i na ramię jego pochylonéj głowy Saluni opadały kwiaty. Żminda niósł ją ku domowi zwolna, ostrożnie, jakby sen jéj przerwać się lękał, a od czasu do czasu, zbliżając twarz swą do jéj twarzy, bez uśmiechu jednak ni pocałunku, powtarzał półgłosem:
— Oj ty, śpioszku mój! rabaczku! gwiazdeczko!... mój ty skarbie!





Miałem lat 19 i, po odbyciu piérwszego kursu uniwersyteckich nauk, przybywałem na wakacye do rodzicielskiego domu, kiedy z odległości kilku już stai drogi ujrzałem panujący przed stacyą, pocztową ruch niezwykły. Tłoczyli się tam ludzie, w przejrzystém