Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 275.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ależ — mówił, — mnie się wcale a wcale nie śpieszy. Miałem nawet zamiar zabawić na waszéj stacji nieco dłużéj. Wyjechałem z domu po śniadaniu i czekać mogę na konie, choćby do wieczora. Idź pan za pogrzebem córki, a ja siądę tu na ganku i czekać będę.
Żminda słuchał z razu nieprzytomnie, i w ogarniającém go wciąż uczuciu pośpiechu, rękę swą z dłoni gościa wyrwać usiłował. Po chwili jednak słowo jakieś trafiło snadź do splątanego w chaos jego umysłu.
— Pan dobrodziéj zaczeka! — zawołał z radością niemal, — to dobrze! oh! jak to dobrze! więc mogę już biédz! mogę już biédz! pan z pewnością zaczeka, nim wrócę!
— Zaczekam, zaczekam, choćby do późnéj nocy! — upewniał podróżny, ale Żminda już go nie słyszał. Z odkrytą głową, z rozstawionemi ramionami biegł już brzegiem drogi, w stronę jéj północną, kędy na tle szarego wiecznie skłonu nieba widać było jeszcze powiewającą chorągiew.
W godzinę potém ludność dworu i osady pocztowéj wracała z pogrzebowego obchodu. Panią Emilią matka moja wiozła w swym powozie. Mała kobiétka ślicznie wyglądała w swych fantastycznie wkoło głowy owiniętych kirach; wydawała się wciąż zrozpaczoną, łamała ręce i szamotała się gwał-