Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 279.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

o cztery mile odległego. Wrócił późnym wieczorem, ale całą osadę znalazł czuwającą.
— Cóż? widziałeś ją? — pytała chórem zaciekawiona i oburzona gromada.
— A jakże! — odparł posłaniec, — zamówiłem się o coś do stangreta, którego znam, i dwie godziny przebyłem we dworze. Z początku myślałem, że nie dowiem się o niczém, bo ludzie gadać nie chcieli; ale potém, stojąc przed stajnią, zobaczyłem pana Przyborskiego, jak wyszedł na ganek domu, ją pod rękę prowadząc. Śmieli się oboje, aż rozlegało się po dziedzińcu, i poszli razem do ogrodu...
Żminda stał na ganku stacyi, w cieniu kraty, oplecionéj powojem, i niespostrzeżony przez nikogo, wysłuchał opowiadania młodego pocztyliona. Wnet potém cofnął się ku drzwiom od sieni i zniknął w głębi mieszkania.
Nazajutrz obaj z ojcem moim poszliśmy na stacyą. Znaleźliśmy Żmindę w ogrodzie, kopiącego ziemię około malinowych i agrestowych krzaków. Zauważyliśmy od piérwszego spojrzenia, że motyka, którą pogrążał w ziemię, zatapiała się w niéj niezwykle głęboko, tak głęboko, że aż podrywała korzenie krzewów, które kołysały się pod uderzeniami temi i groziły zupełném upadnięciem na ziemię. Ale pracujący w ten sposób człowiek nie zdawał się uważać, że robota jego szkodę, zamiast pożytku, przynosi. Spełniał ją machinalnie, i nie odrywając od ziemi nabrzę-