Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 285.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

olbrzymie malwy i pyszne georginie, a u stóp ich świeciły jeszcze różnobarwném kwieciem krzaczyste, pełne, w symetryczne jakby kosze układane, astry i balsaminy.
— Widzi pan dobrodziéj, — mówiła pani Jerzowa, — jakie on tu cuda powyrabiał! Od tego czasu szczególniéj, kiedy go córka odumarła, a żonka porzuciła, można powiedzieć, że nic mu na świecie miłém nie było, tylko ten ogród. Kopał się w nim po całych bożych dniach, siał, sadził, polewał, drzewa oskrobywał, to jakiemiś maściami smarował, a na kwiaty to, zdaje się, chuchał i dmuchał, tak mu one pięknie rosły i rozkwitały, piękniéj, dalibóg, i prędzéj niż w dworskim ogrodzie. To téż wié pan dobrodziéj, że w tym roku zebrali z ogrodu tego więcéj może, niż pięć beczek najpiękniejszych gruszek i jabłek, samych śliwek, węgierek, było pewno z beczkę, jeśli nie więcéj. Dziedzic dziwił się, że w tym małym ogródku Żmindy tyle prawie było fruktów, co w jego wielkim, dworskim ogrodzie. Chciał on Żmindzie za te frukta zapłacić. „To twoja praca, mówił, a kiedy miejsce straciłeś, to ci grosz potrzebny będzie“. Ale Żminda podziękował za pieniądze. „Moja praca ale pański grunt“, powiedział, i tylko prosił, żeby mu dziedzic pozwolił mieszkać na stacyi dopóty, dopóki nie zaczną już jéj na oficynę dworską przerabiać. Dziedzic pozwolił; ale, ot, trzy dni temu zapowiedział, że pocztę rozbierać zaczną, a dziś już robo-