Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 290.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dworowi temu, boczną, nierówną drogą, szedł człowiek jakiś. Wysoka, ciężka, barczysta jego postać uwydatniała się na tle szarém ciemniejszemi nieco zarysy, a po chwili, gdy, wytężywszy wzrok, przypatrzyłem się mu lepiéj, wątpić nie mogłem, iż samotny wędrowiec ten był Piotrem Żmindą. Znużonym, ciężkim krokiem, posuwał się on drogą nierówną i wyżłobioną, bardzo powoli; dokoła niego z szumem i poświstami hasały podmuchy wiatru, nad głową jego kłębiły się mgły wilgotne i szare, a na całym tym szerokim, cichym, zeschłemi badylami porosłym rozłogu nie widać było nic, prócz niego i staréj gruszy polnéj, która kędyś, w oddali, trzęsła nad żółtą miedzą ciemnemi gałęźmi.



Parę lat znowu minęło, gdy dnia pewnego zjawił się w gabinecie moim izraelita jakiś, bardzo porządnie wyglądający i, przedstawiwszy się mnie jako kupiec z okolicy, zamieszkiwanéj niegdyś przez rodziców moich, przypomniawszy mi nawet, ze widywał mię niegdyś dzieckiem i dorastającym chłopakiem, zażądał ode mnie prawnéj porady.
— Interes jest niedobry, — mówił, siadając i wydobywając z kieszeni surduta spory pakiet papierów, — już, kiedy ja go mam z panem Przyborskim, — ciągnął, — to on musi być niedobry. Do tego czasu ja jednak myślałem sobie, że sam jemu dam radę,