Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 300.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

kompanii naszéj należéć nie chciał! Vous avez fait le prude! hulaliśmy téż... co się nazywa!
— Waleryanie! — upomniała z cicha niewiasta w jedwabiach, i ukoronkowaną chustką swą twarz sobie z lekka przysłoniła.
Eh bien, mamo! — zwrócił się ku niéj syn. — Cóż złego powiedziałem? Kobiéta przecież, w wieku mamy będąca, nie może nie wiedziéć o tém, że są na świecie tacy młodzi ludzie, którzy, jak się zbiorą do kupy, to poszumiéć trochę lubią! A kobiéty to niby święte? Ot tyle tylko, że nie wolno im wszystkiego, jak nam, to i cóż robić? muszą udawać skromnisie! Ale zato co myślą!... gdyby tak w te myśli zajrzéć! ho! ho! Szumi tam lepiéj, niż w kieliszku szampana, a jak już przeszumi, to wtedy zaczynają się duchy... gwiazdy... łzy... etc!...
Mówiąc to, śmiał się głośno i nieco rubasznie, ale nie wiem, dlaczego wydało mi się, że śmiech ten nie był zupełnie szczerym i wesołym. Dźwięczało w nim coś gorzkiego, coś nawet jadowitego. Pani Przyborska powstała zwolna z kanapki i, szeleszcząc ogromnym trenem jedwabnéj swéj sukni, majestatycznie przesunęła się przez ganek i znikła w głębi domu. Patrzałem na nią, gdy odchodziła, i nie mogłem nie przyznać, iż kibić jéj wysoka, delikatna, koronkami opłynięta, wyglądała bardzo poważnie i wspaniale. Rzekł-byś, iż był to typ nieskazitelnéj jak kryształ,