Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 306.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

sądziłeś pan zapewne, że perspektywa doszczętnéj utraty majątku przestraszy mię, i bladość na lica, a łzy mi do oczu sprowadzi. Widzisz mię pan tymczasem wesołym i niedbającym o nic. Nie sądź pan przeto, abym pogardzał nędzną mamoną. Przeciwnie, uważam ją może za jedną na świecie rzecz, szacunku godną. Tylko, widzi pan, kto żyje, jak ja żyłem, przygotowanym być musi na wszystkie przypadłości losu. Od kilku lat czuję się w Przyborzu gościem tylko, i miałem już dość czasu, aby pożegnać się w duchu z tém „rozkoszném ustroniem wiejskiém”, jak je nazywa moja matka!
Milczał chwilę, potém mówił daléj:
— Zresztą, licha warto takie życie, jak to, które tu od kilku lat już prowadzę. Nudy i kłopoty, a czasem... nie uwierzysz pan może temu... ale czasem i głód nawet bywał! Ja mam już taką naturę, że byle czego nie zjem. Zdarzają się tedy wypadki, że jak na kredyt polędwicy nie dostanę, to matka na obiad konfitury jé, a ja cygaro palę... A ujadaj się wciąż z kredytorami, proś, albo kłóć się o to, żeby czekali, a wytrapiaj po okolicy nową coraz zwierzynę z pieniędzmi; po wytropieniu umizgaj się do niéj, żeby przed tobą wnętrzności swego brudnego worka wytrzęsła... Ph! dyable życie! lepiéj, że się to już wszystko raz skończy!
Pod chłodnym cieniem lipowych gałęzi znalazłszy się, zdjął kapelusz o szerokich brzegach, który wło-