Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 310.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dopiéro, a mogę powiedziéć, że coś już zrobiłem... Niech panowie będą łaskawi pójdą ze mną i zobaczą, co zrobiłem...
— Dziwny stary — szepnął mi Przyborski — pójdźmy do domu, bo jeść chce się piekielnie!
— Przepraszam pana — odparłem również cicho — Żminda jest moim bardzo dawnym znajomym i nie mogę odmówić mu tego, co, jak się zdaje, sprawi mu wielką przyjemność.
— Służę, służę panu! — wyrzekł grzecznie pan domu, ale niedbały i szyderski uśmieszek, ustom jego właściwy, wyraźniejszym stał się, niż zwykle.
Żminda szedł przed nami, szerokim swym i ciężkim, cięższym jeszcze, niż dawniéj, krokiem. Gdy wyszedł z cieniu drzew, spostrzegłem, iż miał na sobie mundur urzędnika pocztowego, stary już bardzo, wynoszony, poplamiony, ale z guzami bardzo starannie snadź czyszczonemi i złocisto na słońcu błyszczącemi. U czapki jego wklęsłéj i zszarzałéj połyskiwała téż słabo srebrna gwiazdka urzędnicza.
— Wyobraź pan sobie — śmiejąc się zcicha, rzekł do mnie Przyborski — że starego tego nie widziałem w ubraniu inném, jak w tym mundurze. Ma on ich dwa. Jeden na codzień, drugi od święta, i nie wkłada na siebie nic innego, ani w zimie, ani w lecie. Sądzę, iż ubranie to musi mu przypominać czasy zgasłéj świetności. Tak mija chwała świata tego — dodał patetycznie.