Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 311.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Żminda zatrzymał się pośrodku wązkiéj alejki, starannie wygracowanéj i z obu stron osadzonéj pysznemi w istocie krzakami malin i porzeczek.
— O! — szerokim giestem wskazując uliczkę i krzewy, rzekł — ot to moja piérwsza robota. Kiedy przyszedłem tu, w alei trawa rosła po kolana wysoka, a maliny i porzeczki zdziczały... a teraz, panie dobrodzieju, czysto, pięknie, wygracowane, okopane i z tych ot krzaków zdjęto w tym roku więcéj niż dwadzieścia garncy malin i z dziesięć wielkich koszy porzeczek. Maliny wielkie jakby wiśnie, a porzeczki choć na królewski stół podawać. O!
Poszedł daléj i przyprowadził nas do gęstwiny młodziutkich drzewek, systematycznie na zagonach pozasadzanych, doskonale w istocie kształtnych i gładkich.
— To moja szkółka — zaczął — zasadziłem ją zaraz z piérwszéj wiosny, jak tylko się tu dostałem. W ogrodzie, panie dobrodzieju, drzewa stare... rychło rodzić przestaną... młodych natomiast trzeba będzie... a tu grunt nieużyteczny leżał... cielęta ekonomskie na nim się pasły... więc ja sobie, od cieląt tym oto płotkiem odgrodziwszy się, marsz w sąsiedztwo... tu i ówdzie... szczepek od ludzi uzbierałem, tu je przydźwigałem i zasadziłem... gatunki różne będą...
Mówił to wszystko powoli, z widoczniejszą jeszcze niż dawniéj trudnością znajdując i dobierając wyrazy, ale chodził pomiędzy drzewkami prędko, coraz