Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 314.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bóg łaskaw pozwoli może, iż tu już przynajmniéj życia mego dokończę!
W téj chwili u końca alei ukazał się idący ku nam śpiesznie lokaj z serwetą w ręku.
E viva! - zawołał Przyborski. — Obiad nam oznajmują! Śpieszmy!
Skinął głową ku Żmindzie na znak pożegnania; ja uścisnąłem mu obie ręce, które, drżące i skwarem a pracą rozpalone, silnie jednak objęły na chwilę me dłonie.
— Dobre to były czasy! — szepnął raz jeszcze, wlepiając we mnie migocące swe źrenice — dobre dawne czasy! — powtórzył. — Pamiętasz pan, jakem państwu trzy razy na tydzień regularnie listy i gazety przynosił? Dawne czasy!
Śpiesznym krokiem ku domowi i obiadowi zmierzając, Przyborski rzekł do mnie:
— Wiész pan zapewne o tém, że miałem na sumieniu grzeszki jakieś, przeciw staremu temu kiedyś popełnione. Prawdę mówiąc, nic to tam nie było wielkiego. Żonkę miał młodą, ładną i wietrznicę, jakich mało. Wpadła mi w oko i jakoś tak niechcący pożyczyłem ją sobie u niego. Myślałem, że po niejakim czasie skarb ten zwrócę mu z dodatkiem czegoś brzęczącego. Ale pokazało się, że skarb wracać nie chciał do swego prawego właściciela. Szalała za mną kobiecina i desperowała, jakem ją w świat wyprawiał. No, ale cóżem miał innego zrobić z tym