Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 333.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak — odparłem — wobec prawa téż cała ta smutna historya nie obowiązuje pani do niczego. Śmiem mniemać jednak, iż, jako matka, zechcesz pani oszczędzić honorowi syna swego jednéj przynajmniéj plamy... z sumienia jego zdjąć jeden przynajmniéj ciężar...
Mimowoli prawie rzuciłem okiem na pyszną kameę, która, w złoto oprawna, spinała u szyi aksamitne jéj okrycie, na kilka pierścionków, które błyskami brylantów i szmaragdów zdobiły białe, podłużne, przezroczyste niemal jéj ręce, i dokończyłem:
— Fortuny takie, jak ta, którą posiadaliście państwo, topniejąc nawet i znikając, pozostawiają jeszcze po sobie byłym właścicielom swym resztki, cenniejsze, niż całe nienaruszone majątki biedaków. Spieniężenie małéj części przedmiotów, które znajdują się w posiadaniu pani, wytworzyło-by sumę, mogącą zaspokoić słuszne żądania człowieka, za którym proszę. Człowiek ten pani, to — starzec... nędzarz!
Gdy wymawiałem ostatnie wyrazy, pani Przyborska zasłoniła sobie oczy batystową chusteczką i siedziała chwilę nieruchoma, płacząc niby cicho, niby głęboko rozmyślając. Zaczynałem już miéć dobrą nadzieję i wyznaję, że z rodzajem niecierpliwéj pożądliwości spoglądałem na zdobiące jéj palce pierścienie, myśląc, iż prawdopodobnie dwa lub trzy z nich tylko sprzedać będzie trzeba, aby wypłacić Żmindzie jego należność. Nagle pani Przyborska