Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 339.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dziękuję panu, — rzekł bardzo cicho, oddam to bratu... może mię przyjmie do chaty... a może nie!...
I nie oddał mi już, odchodząc, tego zwykłego mu dawniéj poważnego ukłonu, w którym znać było wewnętrzne, choć bezwiedne może, poczucie osobistéj godności, w którym człowiek niezgrabny, i z pozoru głupowaty, objawiał się człowiekiem uczciwie pracującym i niczego od nikogo niepotrzebującym. Gdy żegnał mię i dziękował za dar otrzymany, szerokie plecy jego przygarbiły się, jakby spadło na nie ciężkie jakieś, acz niewidzialne, brzemię; siwa głowa zatrzęsła się silniéj, a w szklistych źrenicach zaświeciła i długim wilgotnym szlakiem po policzku mu popłynęła ciężka, mętna łza.



Długo potém, przez lat kilka może, niczego o Żmindzie dowiedziéć się nie mogłem. Ktoś nakoniec, przybyły z rodzinnych stron moich, zapytany przeze mnie o dawnego nadzorcę pocztowéj stacyi, powiedział mi, że słyszał, jakoby przez lat parę mieszkał on u przyrodniego brata swego, w szlacheckiéj okolicy Żmindów, poczém, zdaje się, iż go brat, a szczególniéj bratowa i dorastający ich synowie, dłużéj u siebie trzymać nie chcieli i z kilku na drogę danemi groszami w świat wyprawili. Być może zresztą, iż postępek ten szlacheckiéj rodziny, nieludzki wprawdzie,