Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 342.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Domyśliłem się nakoniec, iż były to przygotowania do wspaniałego jakiegoś, całą okolicę zaciekawiającego, obrzędu zaślubin.
Z obu stron wschodów kościelnych, od góry ich aż do dołu, ciągnęły się dwa szeregi, zwabionych tu liczném zgromadzeniem, żebraków. Ale na najwyższym stopniu, u samego już progu kruchty kościelnéj, do białéj, zimnéj ściany bokiem i ramieniem przyparty, stał starzec, z białemi, jak mléko włosami, z twarzą żółtą, zgrzybiałą, wązkim, białym zarostem okoloną. Twarz ta mignęła przede mną, jak niepochwytne widmo dalekiéj przeszłości... wkrótce jednak widmo uwyraźniać się zaczęło... zdawało mi się, że je poznaję... Byłże by to Piotr Żminda?
Tak, on był w istocie. Dłoń jego, na znak prośby o jałmużnę otwarta, zczerniała i do piersi przyciśnięta, trzęsła się mocno, trzęsła się téż i głowa jego, srebrno połyskująca pod padającym na nią, bladym blaskiem słonecznym. Krwisto zaczerwienione powieki jego na-pół były przymknięte; obwisłe blade wargi szeptały powoli słowa poplątanych pacierzy, a na całéj téj wielkiéj, żółtéj, zgrzybiałéj twarzy, spoczywała martwa cisza rezygnacyi, czy bezmyślności, bezdennéj zadumy, czy zupełnego snu czucia i myśli. Po chwili spostrzegłem, że miał on na sobie swój dawny mundur urzędnika pocztowego, ale rodzaj ten odzieży ja jeden już chyba tylko rozpoznać mogłem, na plecach bowiem rozpościerała się tam wielka łata