Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 380.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Przygryzł wargę do krwi, gwałt gniewu czy bólu buchnął mu przez oczy ostrym płomieniem i bladą twarz oblał ciemnym rumieńcem.
— A więc czegóż pan chcesz ode mnie! — zawołał popędliwie.
— Jestem pańskim obrońcą prawnym i przyszedłem dla pomówienia z panem o szczegółach sprawy któréj bronić mam przed sądem.
Patrzał na mnie szerzéj, niż zwykle, otwartemi oczyma. Widoczném było, że nie zrozumiał wcale znaczenia mych wyrazów.
— Domyśliłem się od razu, że pan jesteś urzędnikiem — rzekł.
— Nie jestem bynajmniéj urzędnikiem — odpowiedziałem — jestem pańskim obrońcą.
— Cóż to takiego ten obrońca? — zapytał, orzucając mię od stóp do głowy nieufnemi i niespokojne, mi spojrzeniami. — Czego pan żądasz ode mnie? co pan ze mną masz uczynić?
Nie miał widocznie najmniejszego pojęcia o znaczeniu obrony sądowéj i stosunku adwokata względem przestępcy.
— Usiądź pan i posłuchaj mię — rzekłem łagodnie — wytłómaczę ci, dlaczego tu jestem, co dla ciebie uczynić mogę i powinienem.
Usiadł naprzeciw mnie na stołku i utkwił w twarzy mojéj oczy, w których niedowierzanie walczyło z ciekawością. Najjaśniéj, jak tylko mogłem, skre-