Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 398.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zali, aby się naśmiewali ze mnie. Przytém dyabelna tam nuda...
— A matka? — spytałem.
— Matki nie było w domu.
— Więc wróciłeś znowu do miasteczka?
— Wróciłem. Koni mi nie dawali, poszedłem pieszo... od tego czasu nikt już z nich nie przyjeżdżał ani do mnie, ani po mnie.
— Z czegoż więc żyłeś?
— Ach! — rzekł, — różnie! Dzięcierska karmiła mię darmo, bo spodziewała się, że jéj to kiedyś z lichwą wrócę... w odzieniu chodziłem podartém... grywałem u Dzięcierskiéj w biłard i w karty i wygrywałem czasem...
Wpatrywałem się w niego bacznie i zadałem mu jedno z najważniejszych pytań, jakie do zadania mu miałem.
— Zkąd miałeś te pieniądze, które rewizya śledcza znalazła przy tobie, skoro nie wziąłeś ich z kieszeni tego człowieka, o którym wiész?
— Miałem je ze sprzedaży medalionu, który nosiłem przy zegarku, a potém chowałem długo przy sobie, myśląc, że sprzedam go kiedyś i pójdę w świat...
— Poco?
— Sam nie wiem... do jakiego bardzo wielkiego miasta, gdzie-by mię nikt nie znał.
— Wstydziłeś się czasem swego położenia?