Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 399.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— No, — rzekł, — alboż to człowiek z kamienia czy z miedzi?
Zwróciłem go do głównego przedmiotu rozmowy.
— Komu i kiedy sprzedałeś medalion? — zapytałem.
— Dzięcierskiéj, panie, — odpowiedział bez chwili wahania, — na kilka godzin przed tym przeklętym wieczorem. — Nazajutrz miałem nająć furmankę, pojechać do stacyi kolei żelaznéj i kupić sobie za te pieniądze bilet na drogę... sam jeszcze nie wiedziałem dobrze, do Warszawy, czy do Petersburga. Dzięcierska zaparła się tego, że nabyła medalion, bo wart był cztery razy więcéj, niż to, co mi za niego dała; ten człowiek zresztą, panie, był jéj bratem.
Patrzałem mu w oczy badawczo, głęboko, i ujrzałem, że mówił prawdę. Wyraz spojrzenia jego, postawa, głos, wyrażały bezgraniczne, powzięte ku mnie, zaufanie. Jestem pewny, że, gdyby chciał nawet, nie mógł-by nic ukryć przede mną. Rozrzewniony był, przygnębiony, przerażony, a we mnie widział jedynego człowieka, który przybywał do niego z pomocą i pociechą. Jedną jeszcze próbę zadałem przeciw prawdziwości słów jego.
— A cóż, — rzekłem, — stać się mogło z temi pieniędzmi, które widziano u szulera na kwadrans przed wypadkiem, a których przy zwłokach jego nie znaleziono?
— Ach! panie! — zawołał z uniesieniem, — oni je