Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 456.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdyby w społeczeństwie naszém, zamiast dziś istniejących instytucyi, wznosiły się miejsca nie unicestwiania ale poprawiania, nie piekłem wiekuistéj zaguby będące, ale czyścem, przez który przechodząc, zbłąkane duchy zarabiają sobie na inne, lepsze życie; to dziecię występne, ale tak młode i nieszczęsne, którego nadaremną obronę nazajutrz roztoczyć przed sądem miałem, nie było-by może na zawsze stracone...
Pod wpływem podobnych myśli i uczuć zostając, w chmurne, smutne, zimowe południe, wstępowałem na wschody gmachu, w którym za chwilę odbyć się miało rozstrzygające los młodego więźnia posiedzenie sądowe.
Sala, przeznaczona dla oczekującéj rozpoczęcia się sądów publiczności, natłoczona była ludźmi, pomiędzy którymi najwięcéj dawało się widzieć osób, pochodzących z wyższéj towarzyskiéj sfery. Spostrzegłem w tłumie kilkunastu obywateli wiejskich; kobiéty zeszły się téż tym razem liczniéj, niż zwykle. Snadź sprawa, którą dziś roztrzygać miano, głośną była w mieście i okolicy; młodość, imię i rodzaj występku obwinionego żywe i powszechne rozbudziły zajęcie. Nie trzymałem w ręku żadnego papieru. Nie potrzebowałem układać na piśmie dzisiejszéj mowy méj, miałem ją bowiem całą wypisaną w głowie i sercu.
Gdy wszedłem do sali, znajomi otoczyli mię.
— Jakiéj sprawy bronić dziś będziesz? — pytano.