Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 468.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wonoga, a inni jeszcze bajecznego smoka. Co do mnie, przechylałem się stanowczo na stronę głowonoga, a ile razy zdarzyło mi się spójrzéć w górę i spotkać się wzrokiem z wiszącém u sufitu, od pyłu galaretowato wyglądającém, cielskiem malowanego potwora, doświadczałem nieuchronnie takiego wrażenia, jak gdyby wyciągnąć on miał wnet liczne swe, długie, kręte macki, spuścić je w dół i, jak w olbrzymiéj bajce francuzkiego poety owijał niemi członki pracownika morza — owinąć i ścisnąć pochylone szyje pracowników biura.
Była téż tam pracowników tych atramentowego morza ilość niemała. Po kilku, po dwu, lub pojedyńczo, siedzieli oni przy gęsto rozstawionych żółtych stołach. Jeżeli spójrzeli na prawo, wzrok ich zatapiał się w widniejącéj przez drzwi szeroko roztwarto długiéj perspektywie sal szarych, monotonnych, podobniutkich do téj, w któréj przebywali sami; jeżeli obejrzeli się na lewo, mętne spójrzenia ich odbijały się o mętniejsze jeszcze szyby trzech wielkich okien, wychodzących na podwórko bez słońca i błękitu, obudowane wysokiemi murami, wybrukowane nierównemi kamieniami, ze studnią, wałem śmieci otoczoną, pośrodku, ze stosami porąbanego, zczerniałego drzewa dokoła.
Gdyby wraz z otoczeniem powyższém przenieść jeszcze na płótno twarze i postacie wszystkich tych ludzi, był-by to już nietylko obraz rodzajowy, ale stu-