Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 505.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

było długą tragiczną historyą cierpień, upadków, niekończących się upokorzeń i niewygasłych żalów...
— Marysiu! — szepnął Czyński nieśmiało — może-by ciastek... wiész? z téj piekarni...
Kobieta spojrzała na mówiącego z ostrym wyrzutem.
— Ciastek? — rzekła zwykłym sobie opryskliwym tonem — trzeba iść po nie, a wiész dobrze, jak mi przyjemnie jest przechodzić przez ten przeklęty dziedziniéc wtedy, kiedy te wszystkie wiedźmy są w domu.
— Moja siostra mówi o sąsiadkach naszych... — wytłómaczył mi z cicha Czyński, — dziwne bo to rzeczywiście kobiety... bardzo dziwne... nie dadzą nikomu przejść spokojnie.
Nie skończył jeszcze słów tych, gdy Maryanna, z wielką chustą, zarzuconą na głowę i plecy, skierowała się ku drzwiom od sieni.
— Marysiu! — zwrócił się ku niéj brat — może-byś lepiéj nie szła...
— Niech się pani nie trudzi — rzekłem z pośpiechem.
— No! no! — odparła, nie odwracając ku nam głowy — dam ja już sobie radę. Pan adwokat jest bardzo dobry i grzeczny dla Joachima; nie chcę, ażeby myślał, że my tego zrozumiéć i ocenić nie umiemy... Wiedźmy te przeklęte niech sobie wrzeszczą... głowy mi nie urwą przecież, jeżeli jeszcze dotąd nie urwały...