Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 547.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ny przyjacielu? — zapytałem, mimowoli ujmując rękę jego w obie dłonie, bo z na-pół jeszcze tylko zrozumiałych słów, które wymówił, wielkie światło uderzyło mię w oczy. Zaczynałem pojmować, jak ciężką, srogą omyłkę popełnili ludzie względem człowieka tego.
— Otóż to, że nie wiem dobrze, jak to zrobić? — odpowiedział mi znacznie już cichszym, słabszym głosem, niż wprzódy, — ale pan będziesz pewno wiedział... Chciał-bym, panie, aby za procent od tych pieniędzy... rozumié pan? za procent... edukowano jednego chłopca i jednę dziewczynę... czy tak można?
— Nic nie staje temu na przeszkodzie, a suma jest dla celu tego wystarczającą — rzekłem wzruszony.
Słowa moje rozświeciły mu twarz promieniem radości.
— Dzięki Bogu! — szepnął, splatając ręce. Ale zdaje się... zdaje się, że to trzeba napisać...
— Trzeba wistocie, abyś podyktował mi ostatnią twoję wolę, bo napisać jéj sam nie będziesz miał siły.
— Niech pan napisze... pan już wié jak, a ja podpiszę.
Usiadłem przy stole i napisałem szybko akt stosowny. Potém przywołani przeze mnie dwaj mieszczanie rzemieślnicy, jako téż i lekarz, który przyszedł