Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 549.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ludzi, co nas tak prześladują, będą kiedyś miały przeze mnie trochę rozumu w głowie i słońca w życiu... myślałem tak i cieszyłem się bardzo z tego, że za te kamienie, co oni na mnie ciskali, ja kiedyś oddam im chlebem...
Milczał chwilę, potém rzekł jeszcze:
— Chciałem zrobić jak najwięcéj... jak najwięcéj... ale już więcéj nie mogłem... dzięki Bogu i za to...
Siedziałem tuż przy łóżku i, trzymając rękę jego w obu mych dłoniach, nie spuszczałem oczu z jego twarzy, która, uciszona, spokojna, z zamkniętemi oczyma i uśmiechniętemi usty, woskową żółtością odbijała od bieli poduszek. W izbie cicho było zupełnie, za małemi oknami zapadał szary zmrok jesiennego wieczoru. Parę razy jeszcze otworzył oczy, a gdy spójrzenie jego spotkało się z mojém, usta jego wyszeptały cicho:
— Dzięki Bogu!
Byłem pewny, że, gdyby miał dosyć siły po temu, dodał-by jeszcze; że nie umieram sam jeden! Bowiem promienna, głęboka wdzięczność zaświeciła mu w oczach, gdy, usiłując uścisnąć moję rękę, zaledwie dosłyszalnie szepnął:
— Jaki pan dobry dla mnie!... dziękuję...
Ostatniém tedy uczuciem tego biednego, znękanego, wzgardzonego, ciemnego życia, była wdzięczność, ostatniém słowem jego — słowo dziękczynienia.