Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 560.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— O! nie wątpię, — zawołała, — że ztąd do kraju Kongo jest bardzo daleko! Chciéj pan jednak przyznać nawzajem, że równa pewno odległość dzieli ludność tutejszą, (o wyjątkach nie mówię) z krajami najwyżéj posuniętemi w cywilizacyi.
— Nie będę o to sprzeczał się z panią... pozwolę tylko sobie uczynić uwagę, że, ze względu na pewne szczególne okoliczności, i to jeszcze za zasługę poczytać nam należy, iż z plemienia białego nie przemieniliśmy się jeszcze dotąd w czarno lub czerwonoskóre...
Marzące, wilgotne jéj oczy patrzały na mnie z wyrazem naiwnego zdziwienia.
— Doprawdy? — rzekła. — Tak, w istocie słyszałam wiele o tém wszystkiém... szczegółów jednak smutnych tych historyi nie znam dobrze. Ostatnie lat dziesięć przepędziłam całkiem prawie za granicą, a tu nikt mię dostatecznie poinformować nie mógł. Jedynymi blizkimi znajomymi moimi są tu książę Andrzéj X., mój chrzestny ojciec, i syn jego...
Tu, niewiadomo dla czego, źrenice pani Luizy zmąciły się nagle, a powieki jéj na chwilę w dół opadły.
— Książęta X., — mówiła daléj, — przebywali także za granicą, i niewiele mi o tém powiedziéć mogli. Jestem bardzo osamotnioną...
— Pani nie masz tu krewnych, ani dawnych przyjaciół, znajomych?...