Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 582.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Babina znowu nastroiła się tajemniczo.
— Widzi pan adwokat — szepnęła — ten śliczny książę Janiunio, daj jemu, Stwórco Wszechmogący, zdrowieczko i najdłuższe lata...
— No, ale cóż tedy książę Janiunio...
— Oto to, widzi pan dobrodziéj, że jak książę przychodzi z wizytą, nasza pani hrabina bardzo nie lubi, aby kto więcéj u niéj był... Ja to już tam jestem jakby domowa, ale wychodzę, zaraz wychodzę, jak tylko książę przychodzi, bo nasza hrabina nie chce wtedy miéć nikogo, broń Boże nikogo, ani z domowych, ani z gości...
Z oburzeniem spojrzałem na obłudnicę.
— Co pani wygadujesz? — rzekłem ostro, — czy pani nie wstyd...
Przerwała mi giestem pełnym przerażenia.
— Wstyd! — zawołała — a czegóż to, proszę pana adwokata dobrodzieja, wstydzić-bym się miała? Czy to ja tego anioła świętego nie kocham, jakby, nie przymierzając, samego Pana Boga. Daj Boże, ażeby wszyscy tak ją kochali i uwielbiali, jak ja! W ogień piekielny wskoczyła-bym za nią! Ale co wiem, to wiem, i panu adwokatowi powiedziéć muszę, bo nie trzeba, uchowaj Panie Boże, gorzéj jeszcze męczyć téj nieboraczki, jedyną tę jéj pociechę odbierać...
— Nie rozumiem i proszę panią... — zacząłem.
Ale stara nie pozwoliła sobie przerwać. Pomimo, że umyślnie szedłem bardzo prędko, dreptała ona