Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 617.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

rzano mię, powymyślano na mój rachunek najnieprawdopodobniejsze historye. Był czas, w którym nic dokoła siebie nie widziałam, prócz twarzy obłudnych i jadowitych, szyderskich uśmiechów. Usunęłam się od świata, przez lat kilka pędziłam życie samotne, zimne i pełne tęsknoty, a przyozdobione tylko pociechami, jakich użyczały mi ulubione książki moje, muzyka i malarstwo... Myślałam, żem już przebyła wszystkie tortury życia, żem zdławiła i do milczenia zmusiła pragnienia serca i porywy wyobraźni... Myliłam się... czara goryczy nie została jeszcze dla mnie wyczerpaną do dna...
Owóż, kropla ta gorzkiego napoju, która pozostała jeszcze pani Luizie do wypicia, najtrudniejszą była dla niéj do ukazania. Teraźniejszość opowiada się zwykle z większą daleko trudnością, niż przeszłość. Zrozumiałem jednak, iż kropla ta, znajdująca się na dnie gorzkiéj czary, przez fatalizm wciąż do ust pani Luizy przykładanéj, nosiła mitrę książęcą i imię Jan. Znam go od dzieciństwa — mówiła pani Luiza, nie wymieniając przecież imienia, ni nazwiska żadnego, — ale tu dopiéro, w mieście tém, na téj pustyni, w szare dni, lub długie wieczory zimowe, które najczęściéj spędzaliśmy we dwoje, poznałam dokładnie całą piękność, całą podniosłość téj młodéj, tak cudownie rozkwitającéj duszy... O! wierzaj mi pan, że dusza to wybrana... c’est une âme d’élite... umysł to, zdolny do unoszenia się w najwyższe sfery piękna... serce tak