Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 634.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

mnie jednostajnie zawsze dobrym przyjacielem i opiekunem. Gdyby miał córkę, była-bym niepotrzebną, ale książę ma tylko syna... Czuwanie zaś nad chorymi nie jest zadaniem mężczyzny... Proszę więc pana... pójdźmy do chorego!
Rzekłszy to lekkiém skinieniem głowy pożegnała kilkanaście obecnych w salonie osób, i szybkim, cichym krokiem oddaliła się w głąb’ obszernego a dobrze znanego jéj mieszkania.
Postanowienie jéj było tak szybko powzięte, mężne, bohaterskie niemal, była ona tak piękną z tym rumieńcem wzruszenia, który oblał jéj twarz liliową, i z tym ogniem zapału, który rozpalił szafirowe jéj źrenice, że wśród zebranych osób rozszedł się ogólny cichy szmer uwielbienia, a i ja sam, który wczoraj jeszcze nazywałem ją w myśli niedołężną istotą, dziś — podziwiać ją musiałem.
Ze szczerym niepokojem zapytywałem potém o nią lekarza, który nieustannie prawie przebywał w domu chorego starca.
— Wiész pan — rzekł mi raz lekarz — kobieta ta sprawiła mi niespodziankę prawdziwą. Myślałem o niéj zawsze, że jest słabém, rozkapryszoném dzieckiem, a ona tymczasem okazała się teraz prawdziwą bohaterką miłości i poświęcenia. Dwa tygodnie już upływa, odkąd książę zachorował, a nie spostrzegłem ni razu, aby tkliwość jéj i czujność zmordowała się