Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 654.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jéj nie była z tych, które ukojenia wielkie wlewają w serce, zmęczone niedolą i burzami życia, i goją łagodnie najbardziéj zda się nieuleczalne rany. Religia jéj, zarówno jak cała moralna jéj istota, nie znała, co to zmężniająca i uszczęśliwiająca cześć dla najwyższéj mądrości, miłości i sprawiedliwości. Mądrość i sprawiedliwość były dla niéj wyrazem bez znaczenia, miłość znała tylko z jednéj, wyłącznéj, najciaśniejszéj, a najliczniejszym skazom podległéj jéj strony. Religią jéj było extatyczne zatopienie wyobraźni w kłębach srebrzystych dymów, w płomieniach gorejących świeczników, w tonach muzyki brzmiącéj na chórze, w plastycznéj piękności poświęconych posągów.
To téż i teraz podniosła ona wzrok swój ku głębokim mrocznym sklepieniom świątyni, wzrok niespokojny i niepocieszony i wiecznie zda się szukający czegoś, co niewyraźne i niepochwytne istniało we mgłach i mrokach, w przestworzach bezgranicznych.
Po twarzy jéj płynęły dwie łzy grube, przez dolegliwy snadź ból wyciśnięte, a oczy jéj szafirowe, zapadłe, gorejące, istne obrazy duszy burzliwéj a znękanéj, zdawały się rzucać pod cieniste, wysokie sklepienia świątyni, pełne namiętnego żalu pytania.
— Kim jestem? poco żyję? Poco tułam się po świecie tym, cierpię i łzy wylewam? Dlaczego stworzyłeś mię, o Panie?

KONIEC.