Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 013.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Władek — szepnęła cichutko — czy one jeszcze nie podlatywały?
— Nie jeszcze! — odszepnął chłopak. — Bodaj ich korszun[1] zdusił! — zaklął po chwili — siedzą i siedzą!
— A przewodnika masz? — zapytała Marcysia.
— No, a jakże!
I wysunął nieco z pod ramienia różowego gołębia, ukazując go Marcysi. Dziewczynka przesunęła drobną, ciemną dłoń po jedwabistém skrzydle ptaka.
— Lubuś! Lubuś! oj ty Lubuś! — szeptała, zbliżając usta ku jego dziobowi.
— Wiész? — tajemniczo i wciąż patrząc w górę, szeptał chłopak — szewczysko to umié dobrze gołębie hodować! Ile mu już ich Lubuś mój uprowadził... żebym tyle rubli miał, panem był-bym! a dlatego gołębi u niego coraz więcéj! No, już ja im w tym roku poradzę!... Jak chcę być bogatym, uprowadzę wszystkie i tylko dwie pary na rozpłód zostawię; niech szewczysko pęka ze złości! Co on mi zrobi!
Zaledwie dokończył wyrazy te, kilka gołębi siwych i białych wzleciało z nad dachu i prostopadłym lotem wzbiło się w górę. Chłopak drgnął.
— Ruszajcie się, dziatki! no, ruszajcież się! — zawołał prawie głośno.

  1. Tak lud nazywa w niektórych stronach kraju pewien gatunek jastrzębi.