Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 024.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wlepił błyszczący wzrok w jeden punkt nieba. Szare oczy jego, ocienione płowemi brwiami, miały w téj chwili wyraz wcale niedziecinny. Odbijało się w nich marzenie jakieś niespokojne i namiętne. Po ściągłéj, chudéj twarzy przelatywały drgnienia i uśmiechy. Marcysia, pochylona nad nim, z twarzą opartą na dłoni, kołysała się z lekka i głęboko nad czémś myślała.
— Władek! — ozwała się z cicha po chwili.
— A co? — zapytał.
— Ja tobie jutro znów obwarzanek przyniosę, a może bułkę.
— Wyżebrzesz znów?
— Aha!
— Dobrze! przynieś! a może i papieroska gdzie znów znajdziesz, to przynieś, a ja jak gołębie sprzedam, kupię dla ciebie dwa cukierki.
— Aj, aj! cukierki! — zawołała i cała twarz jéj stanęła w promieniach niewymownéj radości.
— Władek — szepnęła znowu.
— A co?
— Ja jutro pójdę do jaru, fartuszek berberysu nazbieram i na mieście go sprzedam... czy ty pomożesz mi zbierać berberys?
— A czemu nie? pomogę.
— Jak sprzedam, to pieniądze ci oddam, kupisz sobie ładną chusteczkę na szyję.