Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 044.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

podrosnę jeszcze i przewodnika sobie wyhoduję, będę gołębie uwodził...
Marcysia słuchała ostatnich słów Władka, jak bajki o żelaznym wilku. Nie rozumiała jeszcze wtedy zupełnie, co to jest przewodnik, uwodzenie gołębi, i jaka z tego może być korzyść lub przyjemność. Widać jednak było, że rozum towarzysza imponował jéj niezmiernie, bo zachwycone oczy wlepiła w twarz jego ruchliwą, to powagi pełną, to błyskającą gniewem, to znowu wykrzywiającą się swawolnie i zabawnie.
Zjadłszy bułkę, wstali i poszli znowu ku rynkowi, aby za otrzymaną od „dobréj pani“ dziesiątkę kupić sobie możność popatrzenia na łamane sztuki, pokazywane pod namiotem przez ulicznych skoczków. Tam brzmiała niesforna muzyka skrzypiących i dudniących instrumentów, cisnęła się szara i hałaśliwa publiczność, Franek uwijał się śród tłumu, upatrując kieszeni z chustką, która tam trudną była do znalezienia; a gdy pajace, w żółtych czapkach, wyskakiwali na błotnistą arenę, Marcysia, oburącz trzymając się ramienia Władka, który z ciekawości i rozradowania zapomniał o niej, drżała od stóp do głowy z trwogi i rozkoszy.
Słońce zachodziło już, gdy wracali do jaru. W chacie Wierzbowéj palił się na stole łojowy, dymiący kaganek; przez oświetlone żółtém światłem okna widać było kilka osób, kobiét i mężczyzn, siedzących na ławach przy stole, na którym znajdowała się butelka