Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 049.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

latywały po ciemném niebie kręte błyski spadających gwiazd...
Był to piérwszy nocleg Marcysi pod wierzbami, w jarze, tak, jak dzień poprzedzający upamiętnił się jéj piérwszą wycieczką do miasta. Od tego czasu chodziła tam z Władkiem najczęściéj, lecz czasem i sama, a na noc wtedy tylko nie przychodziła do jaru, gdy zimno było bardzo, albo gdy matka zatrzymywała ją w chacie pieszczotą, piosnkami i bajkami, albo jeszcze, gdy chodzącą po mieście sen zmorzył pod ścianą kościoła, pod drzewem lub wysokim parkanem jakiego ogrodu.
Tak upłynęło jéj życie do lat dziesięciu.



Kiedy, po owém pomyślném polowaniu na gołębie i przedwieczornéj godzinie, spędzonéj z Władkiem na dachu chaty Wierzbowéj, Marcysia ostrożnie uchyliła drzwi izby swéj matki, z wewnątrz głos kobiéty zawołał:
— Czy to Marcysia?
Miała ona zwyczaj, po powrocie z wycieczek swych, ostrożnie zawsze uchylać drzwi izby matczynéj, aby z widoku, który się jéj przedstawi, i z dźwięku głosu matki, wnieść o stanie, w jakim znajduje się ta ostatnia, i, albo wejść do izby, albo co-prędzéj uciekać do jaru, do wierzb, zawsze na nią łaskawych... do Władka. Tym razem Elżbietka siedziała na stołku,